PRAWDZIWE ŻYCIE JEST GDZIE INDZIEJ
Autor: Justyna Sekuła
Jedną z najbardziej wyrafinowanych i dotkliwych tortur, stosowanych w starożytnych Chinach, było obcięcie skazańcowi powiek. Człowiek, który nie mógł zamknąć oczu, przez całą dobę odbierał bodźce ze świata zewnętrznego. Bardzo szybko zaczynał chorować i w końcu umierał. Trudno stwierdzić, czy czasy, w których żyjemy, to błogosławieństwo czy klątwa. Chińskimi skazańcami najczęściej jesteśmy bowiem… z własnej woli.
Informacyjne tsunami
Przewlekły stres, siedzący tryb życia, wielogodzinna praca do późnych godzin — to jedne z podstawowych czynników nasilających występowanie chorób cywilizacyjnych, które zagrażają nam dzisiaj. Nadciśnienie, cukrzyca, otyłość a także problemy psychologiczne (m.in. depresja) znajdują się w niechlubnej czołówce długiej ich listy. Jeszcze do niedawna uważano, że “choroby XXI wieku” dotyczą przede wszystkim osób starszych i dorosłych. Niestety, coraz częściej pojawiają się również u dzieci i młodzieży, które z szybko rozwijającymi się technologiami mają do czynienia praktycznie od urodzenia. Rozwój cywilizacyjny ma również swoją ciemną stronę. Nie zawsze jesteśmy jej świadomi.
Ilość bodźców i informacji, które docierają do naszego organizmu w dzisiejszych czasach, zaczyna przekraczać jego możliwości adaptacyjne. Dziennie wchłaniamy 34 gigabajty danych (ponad dwa razy tyle co na początku lat 80.) — to tak, jakby przeczytać książkę, która ma 100 tysięcy słów. Moc obliczeniowa komputerów, z których korzystamy na co dzień, rośnie w ekspresowym tempie. Nie dotyczy to, niestety, naszego mózgu, który nie zmienia się już od bardzo długiego czasu.
Trudności w przyswajaniu informacji występują zarówno na etapie ich selekcji, jak i dalszej “obróbki” — magazynowania i przetwarzania, czyli właściwego zastosowania w określonych celach. Dzisiaj myślą za nas algorytmy wyszukiwarek i mediów społecznościowych podsuwając nam pod nos treści, które najprawdopodobniej nas interesują. Preferencje polityczne, orientacja seksualna czy życiowa satysfakcja (lub nawet aktualny nastrój!) to tylko jedne z kilku elementów, które na podstawie lajków na Facebooku potrafi określić komputer. Naukowcy zajmujący się badaniem wpływu technologii informacyjno-komunikacyjnych na ludzki umysł odkryli, że stopniowo zaczynamy zatracać zdolność do analitycznego, pogłębionego myślenia i odczuwania emocji. Z problemem tym borykają się zwłaszcza mieszkańcy wysoce zinformatyzowanych krajów, takich jak np. Korea Południowa.
Wirtualna miłość, wirtualny seks, wirtualne życie
90% Koreańczyków to aktywni użytkownicy Internetu. Wielu z nich zagląda do sieci codziennie nie tylko po to, by porozmawiać z rodziną i przyjaciółmi, zrobić zakupy czy poflirtować, ale także by… zjeść z kimś śniadanie przed kamerami na żywo. Mimo tego, że pomysł wydaje się abstrakcyjny, okazuje się, że można na nim zrobić biznes. Jak? Diva, 33-letnia wideoblogerka, na programie, w którym je (!), zarabia do 10 tys. dolarów miesięcznie. To 2-3 razy więcej niż pensja w tamtejszej korporacji. “Jedzenie na żywo” stało się tak popularne, że zyskało swoją własną nazwę. “Muk-bang” potraktować można dzisiaj jako synonim wirtualnego życia, które wypiera codzienność. Coraz częstsza aktywność w świecie wirtualnym wiąże się z coraz częstszą samotnością — i nie dotyczy to tylko Korei.
Uciekamy w świat, w którym możemy kreować się na takich, jakimi sami chcielibyśmy się widzieć. Angażujemy się w trwające miesiącami, a nawet latami przyjaźnie i związki, które nigdy nie wyszły poza obręb szklanego ekranu. Większość spraw załatwiamy przez Internet, nie wychodząc z domu. Płacimy rachunki, zamawiamy nowe meble do domu, pracujemy zdalnie, domową przestrzeń łącząc z biurem. Jeżeli by się uprzeć — można w ogóle przestać widywać się z ludźmi.
Paradoksalnie, korzystając z dobrodziejstw rozwoju cywilizacyjnego, dzięki któremu powinniśmy mieć więcej czasu, mamy go coraz mniej: na dbanie o siebie, na spotykanie się z bliskimi, na realizację własnych pasji, na walkę z monotonią codzienności. Na bycie tu i teraz, bez analizowania przeszłości i bez martwienia się o to, co przyniesie przyszłość.
Technologia, która nas otacza, zmienia się błyskawicznie — nie z pokolenia na pokolenie, nie z dekady na dekadę, ale z roku na rok. A może nawet z dnia na dzień? Szybko oswajamy się ze zmianami, przyjmując je jako coś zupełnie oczywistego, a granica pomiędzy światem wirtualnym a realnym staje się coraz mniej widoczna. Jak jej nie zatracić?
Technologiczny detoks
“Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady!”. Czy potrzeba aż tak drastycznych decyzji, by uciec od technologii i odnaleźć to, co gubi się wśród powiadomień z mediów społecznościowych i informacyjnego szumu portali tematycznych? Jak znaleźć zdrowy balans pomiędzy pracą, którą się lubi a wypaleniem zawodowym wynikającym z pracoholizmu? Gdzie szukać zastrzyku energii, który pozwoli działać z większą pasją, zaangażowaniem i skutecznością?
A może pora na detoks?
Detoks technologiczny to idea, która przywędrowała do Polski z Zachodu i również tutaj, w kraju rozwijającym się, znalazła podatny dla siebie grunt. Organizatorzy “techdetoxów” ( www.techdetox.pl ) promując życie bez elektroniki, przekonują innych, że kontakt z realnym człowiekiem i bycie blisko natury są o wiele cenniejsze, niż czas spędzony z technologią. Zapytani, skąd wziął się pomysł na ucieczkę od komputera, odpowiadają, że zrodził się on podczas przerwy w pracy- w biurowcu jednej z krakowskich korporacji. Na własnej skórze poczuli oni, że to, czego potrzeba im i wielu ich kolegom, to nie tylko prowizoryczna pauza, ale prawdziwy odpoczynek od ekranów komputera, systemów informacyjnych i życia w biegu. Uświadomili sobie, że choć pracują w tłumie, brakuje im niewymuszonego wspólną pracą, bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. Tak zrodziła się idea stworzenia dla każdego możliwości odpięcia się od elektronicznych sprzętów, a za tym poszła cała masa innych pomysłów na polepszenie kondycji psycho-fizycznej.
Ucieczki w naturę, z dala od komputera, portali społecznościowych i rozpraszających powiadomień, są doskonałym lekarstwem na FOMO (fear of missing out) — lęk przed tym, że ominie nas coś ważnego. Po weekendzie na końcu świata okazuje się zazwyczaj, że nie ominęło nas kompletnie nic, a wirtualny świat radzi sobie świetnie, także bez naszego w nim udziału.
Wyjazdy pod szyldem technologicznego detoksu to obozy, podczas których nie korzysta się z Internetu i telewizji, a odważni, którzy chcą w pełni odpocząć od smartfona, mają możliwość jego wymiany na stary telefon komórkowy, służący tylko do komunikacji z najbliższymi. Organizm zaczyna się regenerować, poprawia się nastrój i koncentracja, człowiek zaczyna wracać do pełni sił.
Ale to nie wszystko. Wyjazdy tego typu to także możliwość wzięcia udziału w wielu fascynujących warsztatach. Można pójść w nieznane nawigując jedynie kompasem i mapą, wyruszyć śladem beskidzkich zbójników, wejść wgłąb mrocznych górto na wyjazdowych warsztatch dla czujących zew natury. Dla tych, którzy bardziej niż w teren chcą zanurzyć się w siebie, organizowane są spotkania ze sztuką i rękodziełem. Malowanie na wodzie, zabawa drewnem, a nawet emisja głosu- to kilka z możliwości, by odkryć swój potencjał, ukryty bądź przytłumiony przez otaczającą rzeczywistość.
Jest coś dla ducha, ale też dla ciała, np. Warsztaty kuchni naturalnej czy szkolenie “zdrowego kręgosłupa”. Zamiast bezmyślnej konsumpcji proponowane są warsztaty ekologiczne- recykling, upcycling – przetwarzanie i darowanie rzeczom niepotrzebnym drugiego życia. Zamiast serfowania w internecie- mindfulness – podróż wgłąb chwili obecnej, doświadczanie ciała, własnych emocji i myśli. I tu niezbędnym wstępem do treningu jest oswajanie się ze światem bez technologii. Odcięcie się od niej pozostawia człowieka “nagiego”. Takim, jakim jest. Mierzenie się zaś z samym sobą początkowo bywa cięzkie. Cisza i spokój, doświadczane niemal namacalnie, mogą wywoływać wewnętrzne uczucie paniki, silną potrzebę zajęcia czymś myśli i ucieczki w oswojony, wirtualny świat. Warto to przeczekać, by sprawdzić, co znajduje się poza strefą dobrze znanego komfortu. W tym właśnie pomaga trening mindfulness, który porównać można najłatwiej do medytacji, w czasie której dąży się do uspokojenia umysłu, swobodnego przepływu myśli i oderwania się od tego, co pochłania uwagę na co dzień.
Jak widać, nie jesteśmy skazani na bezwładne płynięcie z nurtem coraz bardziej pochłaniającej nas fali technologii. Jest wiele sposobów, by odskoczyć na chwilę w bok, przyjrzeć się z dystansu tej bezwładnej masie informacyjnej zalewającej cały świat i odkryć życie na nowo. Takie życie, którego doświadcza się “tu i teraz”. Na wyciągnięcie ręki. Bez pośrednictwa elektronicznych gadżetów i z daleka od zakłóceń i szumu. Takie, gdzie ważny jest człowiek. Nie komputer, tablet i telefon . Właśnie Ty.